Komedia spiskowa Emmy Stone „Bugonia” oferuje mnóstwo dziwactw i odrobinę humoru

Jesteś żelazną prezeską, nosisz Louboutiny i Mercedesa Klasy G. Masz gładką twarz i atletyczną sylwetkę kobiety o dekadę młodszej niż twoje 45 lat, dzięki niewiarygodnie drogiej kuracji przeciwstarzeniowej, którą stosujesz.
Później masz trening sztuk walki, gdzie regularnie okładasz mężczyzn ważących ponad 14 kilogramów. W ciągu dnia zarządzasz potężną międzynarodową firmą Auxolith Corp, zatrudniającą znaczną część okolicznych mieszkańców – z zaledwie kilkoma zatuszowanymi zatruciami pracowników tu i ówdzie.
Masz dobrą kontrolę nad złą sławą, jaka krąży wokół środków chemicznych, które sprzedajesz; środków, których żadne renomowane czasopismo naukowe nie powiązało (z całą pewnością) z masowym wymieraniem pszczół na całym świecie.
Masz wszystko, myślisz, jadąc długą drogą dojazdową do ogromnego domu, w którym mieszkasz sam.
Ale jeśli naprawdę nie masz się o co martwić, to kim są ci dwaj zamaskowani mężczyźni wybiegający zza twojego samochodu, uzbrojeni w strzykawkę i butelkę... czy to środek na owady?
Tak zaczyna się „Bugonia” , dziwaczna komedia spiskowa w reżyserii Yorgosa Lanthimosa, luźno przerobiona na podstawie południowokoreańskiego filmu „Ratujmy Zieloną Planetę!”. Choć, szczerze mówiąc, akcja zaczyna się kilka dni wcześniej, kiedy w samotnym, opuszczonym domu rodzinnym, w którym nie ma już rodziny, dwaj zamaskowani mężczyźni knują spisek mający na celu porwanie prezes Michelle Fuller (Emma Stone).
Na czele tego planu stoi Teddy Gatz (Jesse Plemons), amator pszczelarstwa, zawodowy teoretyk spiskowy i niezadowolony pracownik firmy Fullera, który ma w zanadrzu niejednego trupa.
Jednak obok tych szkieletów wisi wyraźna, choć radykalna, teoria inspirowana nimi: Fuller jest kosmitą z galaktyki Andromedy, wysłanym na Ziemię w przebraniu, aby podkopać i przejąć kontrolę nad rasą ludzką.
Teddy uważa, że tylko on i jego zastraszony, podatny na manipulacje, neuroatypowy kuzyn Don (Aidan Delbis) mogą ją powstrzymać.
Dziwność science fictionJakkolwiek szalenie science fiction to brzmi, nie dajcie się zwieść: to nie jest Stranger Things . Wbrew orzeźwiającej mieszance absurdalnego humoru i niepokojącej, banalnej przemocy, z której słynie Lanthimos, strategia Dona i Teddy'ego zdecydowanie bardziej przypomina jęki Czarnego Węża niż Czarne Lustro .
Strategia jest prosta: przykuć Fuller do piwnicy, torturami wymusić na niej zeznania, a następnie w jakiś sposób wynegocjować podróż na jej statek-matkę, który ma przybyć, Teddy jest pewien, za kilka dni podczas zaćmienia Księżyca.
Dla widzów największą przeszkodą na drodze do Bugonii są niejasne warstwy komentarza społecznego, tajemnicze historie postaci i slapstickowe dygresje pełne ciętego humoru, które przeplatają się ze sobą.
Nie spędziłeś dużo czasu na forach QAnon ani nie obejrzałeś techno-feudalnego filmu dokumentalnego „HyperNormalisation ”? Powodzenia w zrozumieniu światopoglądu Teddy'ego: że ludzkość to „martwa kolonia, rozproszona w bilionie kierunków”, zwiedziona przez „globalny porządek demokratyczny” kontrolujący społeczeństwo poprzez „hipernormalizowaną dialektykę”.
Nie przepadasz za zagmatwanymi, pozbawionymi konceptu filmami artystycznymi? Oniryczne, monochromatyczne wizualne wycieczki do przeszłości Teddy'ego mogą być dla ciebie trochę przesadzone. Na przykład, kiedy widzisz, jak ciągnie swoją umierającą matkę Sandy (Alicia Silverstone) w powietrzu na sznurku niczym uciekający balon, możesz podrapać się po głowie. Bo, chwila, ile z tego Lanthimos mówi o tym, co się wydarzyło?
I, co może najważniejsze, czym do cholery jest Bugonia?

Choć to wszystko może się wydawać zagmatwane, połowa zabawy z Lanthimosem polega na zrozumieniu, co dokładnie próbuje powiedzieć. Tutaj, podobnie jak w jego poprzednich filmach, chodzi o prostą ludzką wadę, doprowadzoną do logicznego ekstremum przez komicznie absurdalne okoliczności.
Podczas gdy w Kinds of Kindness tematem jest to, jak i dlaczego lojalność i miłość łączą się w posiadanie, a w The Killing of a Sacred Deer zgłębiana jest przerażająca rzeczywistość prawdziwej sprawiedliwości i obiektywnej moralności, Bugonia nie skupia się na introspekcji, lecz na szeroko otwartych oczach i ekstraspekcji.
Widać to u Michelle, kiedy zdradza, że Auxolith nie będzie już przeciążać swoich pracowników: wszyscy mogą iść do domu o 17:30. Oczywiście, zakładając, że nie mają nic do skończenia. Albo że nie spóźniają się z normami. W końcu to firma. Ale także rodzina. Kieruj się zdrowym rozsądkiem!
U Teddy'ego widać to wyraźnie, w tym, że tak bardzo zależy mu na ratowaniu świata — lub, co bardziej prawdopodobne, na zemście na korporacjach, które ukradły mu rodzinę — że jest gotów wykorzystać i zniszczyć swojego kochającego, ufającego kuzyna, aby to osiągnąć.
Na początku zmusza Dona nie tylko do udziału w zbrodni federalnej, która niszczy życie, ale także do chemicznej kastracji, by oprzeć się wszelkim seksualnym sztuczkom ze strony kosmity, którego mają zamiar porwać. To akt, do którego ostrożnie nakłania Dona, tłumiąc jego półszeptem protest, że nadal chce kiedyś założyć rodzinę.
Widzimy to w innej postaci, Caseyu (Stavros Halkias), ciepło niezdarnym miejscowym policjancie – i byłej opiekunce Teddy'ego. Pozornie zaniepokojony, będąc oparciem dla młodego mężczyzny pogrążającego się w psychozie, Casey często próbuje skontaktować się z Teddym. Tyle że robi to, rzucając od czasu do czasu żartobliwe przeprosiny za to, co zrobił, gdy byli młodsi – mocno sugerując, że molestował seksualnie Teddy'ego w dzieciństwie.

I tak, jest to nawet zawarte w tytule: nawiązanie do starożytnego greckiego wierzenia, że pszczoły powstały spontanicznie z gnijących tusz wołów.
Choć scenarzysta Will Tracy twierdzi, że nazwa została wybrana głównie ze względu na absurdalne, owadzie obrazy, trudno uniknąć bardziej konkretnych skojarzeń: choć chcemy wierzyć, że coś dobrego, pięknego i uporządkowanego może wypłynąć z głębin czegoś brudnego, zanieczyszczonego i chorego, to jednak bardziej prawdopodobne jest, że to bajka. Powodzenia wszystkim!
Dla fanów Lanthimosa jest to na tyle odurzające, że nie sposób się oprzeć. Dzieje się tak pomimo fabuły, która zdaje się nigdy nie do końca rozwinięta: Stone i Plemons znakomicie odgrywają swoją grę w kotka i myszkę, ale – biorąc pod uwagę wszystkie inne piłki, którymi żongluje Lanthimos – wydaje się, że kończy się ona zbyt wcześnie. Dzieje się tak pomimo dziwacznego zakończenia, które prawdopodobnie wywoła zarówno uśmiech, jak i westchnienie.
I to pomimo nuty humoru, która, choć apetyczna dla niektórych nominowanych do nagród, może być nieco przytłaczająca dla innych. Ten sam humor był obecny w królewskiej komedii Lanthimosa „Faworyta” , która, choć osadzona w XVIII wieku, zawierała scenę taneczną z vogue, breakdancem i klapsami.
Pewien recenzent oglądał tę scenę z kamienną twarzą i pełnym zdumienia zdziwieniem — dopiero po 24 godzinach zrozumiał, że miała być zabawna.
Biorąc to pod uwagę, możecie zgadnąć, ile momentów śmiechu wywołała Bugonia . Poczekam!
cbc.ca


